Kiedy myślę o Morzu Północnym, to w pierwszym momencie przychodzą mi na myśl skaliste fiordy i brzegi Norwegii. Malownicze, wąskie zatoki, które wcinają się w głąb lądu. Rozgałęzione na kształt dolin rzecznych, o stromych ścianach, które tworzą krajobraz zapierający dech w piersiach. Podejrzewam, że w tym skojarzeniu nie jestem odosobniona. Ale fiordy to nie jedyna rzecz jaka urzeka w tamtych wybrzeżach i samym Morzu Północnym.
Morze Północne rozciąga się od północno-zachodnich wybrzeży Europy (z półwyspami: Skandynawskim i Jutlandzkim) po Wyspy Brytyjskie. Jednak, gdy o nim myślimy, nie łączymy go z Wielką Brytanią, tylko ze Skandynawią. Ponieważ to właśnie w tej skandynawskiej wersji te rozległe wody wzbudzają większe zainteresowanie. Dlaczego? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Być może przez te poszarpane i skaliste brzegi. Być może dlatego, że Morze Północne wydaje nam się tak odległe, nierzeczywiste. A może wody Północy przywodzą nam na myśl opowieści o Wikingach? Powodów jest pewnie wiele. Nie ulega wątpliwości, że w tym zimnym i niebezpiecznym (sztormy!) morzu jest coś intrygującego i tajemniczego.
Dlaczego dziś piszę o Morzu Północnym? Geograficzny wstęp ma swoje uzasadnienie. A wszystko przez komplety stołowe Broste Copenhagen. Zastawy stołowe, które są wyjątkowe swoim rodzaju, ponieważ powstały właśnie z inspiracji i fascynacji morzem okalającym Skandynawię. A mowa o serii naczyń Nordic Sea i Nordic Sand. Co jest w niech takiego wyjątkowego? Tłumaczyć nie muszę, rzućcie okiem. Zjawiskowe, prawda? Nie można oderwać od nich oczu. W naczyniach z serii Nordic Sea urzeka mnie przede wszystkim tekstura. Dominują w niej rozmyte zielono-niebiesko-szare akcenty. Ten abstrakcyjny motyw zdobniczy przywodzi na myśl wody zimnego morza z jego skalistymi wybrzeżami. I z wyrzuconymi na brzeg tajemnicami. Miski, dzbanki, dzbanuszki, talerze, spodeczki, mleczniki sprawiają wrażenie, że przed chwilą zostały wyjęte z morza, a raczej wydarte morzu. Podczas, gdy Nordic Sea kojarzy się z głębinami morza, Nordic Sand to piaszczysta plaża. Zimna piaszczysta plaża (taka jak w filmie z Ewanem McGregorem "Autor widmo") , w której od czasu do czasu przebijają bryłki ciemnej gliny, pozostałości epoki lodowcowej. W obu kolekcjach każde naczynie jest zupełnie wyjątkowe. Pomimo tego, że poszczególne elementy zastawy są wykonywane w fabryce, to nie znajdziemy wśród nic dwóch identycznych egzemplarzy. Dwóch identycznych zdobień i tekstur. Przez co wszystkie naczynia wydają się efektem ręcznej, rzemieślniczej roboty. Zastawy piękne, przykuwają oko. A na stole robią niesamowite wrażenie. Chociaż mnie bardziej podoba się Nordic Sea. Lubię zimny błękit Północnego Morza z jego tajemnicami.